gladov |
|
|
|
Dołączył: 19 Maj 2008 |
Posty: 7 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/post_corner.gif) |
|
...a działo się to roku bieżącego. Była niedziela - 10-tego sierpnia. Po zwiedzeniu jaskiń w Cheddar podążyliśmy wynajętym samochodem do osławionego Stonehenge. My to znaczy - ja i dwóch moich współlokatorów (jeden Polak, drugi Hindus). Udało mi się ich przekonać, że warto udać się na słynną wyspę, gdzie wszystko się zaczęło... Każdy wie co mam na myśli mówiąc "wszystko". To tam sir Robert Stephenson Smyth Baden-Powell dał początek ruchowi skautowemu, zabierając na maleńką wyspę u wybrzeży Poole 21 chłopców.
Gdy zwiedziliśmy kamyki w Stonehenge zaczął się wyścig z czasem. Mieliśmy co prawda do przejechania około 52km, ale pierwszy raz nawigowaliśmy po Anglii, więc różnie to mogło być. Już wyjaśniam dlaczego się tak spieszyliśmy. Otóż nie mieliśmy pojęcia o której odpływa ostatnia łódka płynąca na wyspę. Jedyne co wiedzieliśmy to to, że kursują one co 30 minut i że prawdopodobnie ostatnia wraca koło 18-stej.
Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i pędziliśmy przez angielskie krajobrazy, podziwiając pogodę zmieniającą się jak w kalejdoskopie. Dojeżdżamy do Sandbanks, skąd odpływają łódki. Jeszcze tylko znaleźć przystań. Jest. Czekamy w sznurku samochodów. Parę minut do 17-stej. W końcu dojeżdzamy do miesca, skąd odchodzą łódki na wyspę, ale również i promy na drugą stronę cieśniny. Ja wyskakuję szybko zapytać się o szczegóły przeprawy panią siedzącą w żółtej budce, u której się kupuje bilety na łódkę. Koledzy czekają w samochodzie, a silnik dalej pracuje... Akcja - błysk. Da się zrobić. Zaraz (o 17-stej) odpływa łódka z Sandbanks, którą popłyniemy, a wrócimy ostatnią o 18-stej. Trochę krótko będziemy na wyspie, ale lepiej krótko niż wcale.
Po szybkiej wymianie informacji z panią mówię chłopakom, żeby parkowali. Oni nie widzą miejsca i zawracają !!! Wracają na rondo (jakieś 25m) i stają w korku!!! Uciekają cenne sekundy. Tik-tak, tik-tak... W końcu są - pokazuję im z daleka, żeby zjechali na parking w lewo. Oni kiwają, żebym wsiadał do auta. Wsiadam, bo nie wiem o co im chodzi. Mówię do kolegi - "skręcaj". Pyta się po co, podążając prosto na przeprawę promową na druga stronę cieśniny. NIE!!!!!!!!!! Już jest za późno. Nie zrozumieliśmy się. Jesteśmy na promie, za nami nadjeżdzają kolejne samochody, więc nie mamy już szans, żeby zawrócić. Właśnie zmarnowaliśmy naszą jedyną szansę na dostanie się na wyspę. Dla nich nie znaczy to tyle co dla mnie. Bardzo chciałem tam pojechać. Widzimy jak w tym czasie rusza żółta łódka na Brownsea Island. Opuszczam głowę. Chce mi się płakać. Dawno mi się coś takiego nie przytrafiło - czuję się bezsilny i przygaszony. Po przeprawieniu się na drugą stronę cieśniny, od razu zawracamy i znów jesteśmy na promie, a po chwili na miejscu, skąd odpłynęła przedostatnia łódka na wyspę. Możemy jeszcze popłynąć tą o 17.30, ale to nie ma sensu, bo po dopłynięciu od razu musielibyśmy wracać.
Robimy sobie kilka zdjęć na tle łódki (tej płynącej o 17.30) i wyspy.
No cóż... Nie udało się. Nie teraz. Widocznie tak miało być. Może dlatego, że kiedy następnym razem dotrę na tę wyspę to okażę jej jeszcze większy szacunek...
Czuwaj!
[link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych] |
|